Strasznie zaniedbałam tego bloga. Ale to wszystko przez szkołę! Wiecie jak jest. Całe mnóstwo sprawdzianów, kartkówek i zadań domowych. Ale nareszcie znalazłam trochę wolnego czasu.
Tak więc, ten post będzie o moim nowym pupilku, którego dostałam 28 września.
A oto on:
Oto Franklin! :D
Opis Franklina:
Franklin jest maciupeńkim żółwikiem Greckim. W skrócie Franek ;). Żywi się (co może zdziwić) ciastkami i chlebem! Przeczytaliśmy na internecie, że te żółwie powinny jeść miętę i babkę lancetowatą lecz gdy próbowaliśmy mu to dać to się odsuwał i uciekał! Za to kiedyś dla żartów dałam mu kawałek ciastka i go zjadł! To samo było z chlebem. I kolejna dziwna rzecz. Gdyby dać takiemu żółwiowi sałatę to zginie!!! Bardzo mnie to zdziwiło, bo myślałam, że wszystkie żółwie lądowe mogą jeść sałatę, a tu takie zaskoczenie. No cóż. Przynajmniej mogę mieć pewność, że nie będzie miał ochoty mnie zjeść ;)
A tu mam dowód:
Widzicie?
Dalej. Próbowałam go dzisiaj zmierzyć i wyszło mi gdzieś 7 cm na 7,5 cm. Ale nie jestem pewna, bo strasznie się wiercił :)
Dnie spędza głównie śpiąc. No chyba, że wypuszczę go na podłogę. Wtedy biega w kółko po całym pokoju.
Po jakiś 10 minutach bieganiny wchodzi pod kaloryfer lub pod łóżko i... zasypia :) Leń jeden :)
A dzisiaj pierwszy raz w życiu zobaczyłam jak ziewa! To było takie słodziutkie! Chodził sobie po moim biurku i w pewnym momencie się zatrzymał i po chili widzę coś prze-kochanego. Otworzył szeroko buźkę i ziewną! Mówię Wam, że to było przesłodkie i przezabawne! I ja nie zrobiłam mu wtedy zdjęcia! Nigdy sobie tego nie wybaczę! No chyba, że udałoby mi się mu zrobić zdjęcie w takiej pozycji ;) Mam taką nadzieję.
Pokarzę Wam jeszcze kilka fotek:
I jak podoba Wam się mój żółwik? Bo Kapusta jak go zobaczyła to tak się ucieszyła! Od razu wzięła go na ręce i zaczęła mówić: O jacie, jacie! Jaki on jest słodziutki! Taki malutki, kochany! O jacie! Jaki on jest kochany! O jejciu! Jaki słodziak!!!
Muszę przyznać, że takiej reakcji się nie spodziewałam. Bo jak wcześniej Jej o nim mówiłam to nie wykazywała takiego zachwytu. Powiedziała tylko, że fajnie spytała jak się nazywa.
Powiedziała mi potem, że to dlatego, że myślała, że on jest taki duży jak ten mój najstarszy żółw - Kani (zmieniłam jej imię, bo tamto mi się bardzo nie podobało. W końcu wymyśliłam je gdy miałam sześć lat).
Tak tylko przypomnę, że Kani ma już siedem lat, Pysia ma w przyszłym roku pięć, a Franklin ma jakieś 24 dni od kiedy go dostałam, ale tak na prawdę to ma więcej. Myślę że może mieć tak około pół roku. Tak strzelam. Ale ja mam zapisane, że 28 września, czyli tak jak go dostałam :)
Myślę, że to już wszystko co chciałam Wam powiedzieć o Franklinie.
Bardzo go kocham.
A Wy? Też kochacie swoje pupilki? :)
Jestem pewna, że tak:)
To już wszystko na dziś :)
Papatki
Sałatka Lodowa :)
PS. Wpadniecie na bloga Na drodze do szczęścia? Nowy zabawny post! :)
Pozdrowionka!